Jogasutry Patańdźalego dzisiaj

„Jogasutry Patańdźalego. Techniki medytacji i aspekty metafizyczne jogi” – ta książka jest nowością wydawniczą na półkach księgarń. Czy klasyczne dzieło filozofii indyjskiej spisane dwa tysiące lat temu jest dla nas aktualne?Jogasutry to swego rodzaju podręcznik dla kogoś, kto w czasach Patańdźalego określany był jako jogin. Wówczas joga oznaczała medytację, ćwiczenia oddechowe oraz koncentrację uwagi na chwili obecnej. Asany, czyli pozycje ciała, jako część jogi, pojawiły się później

Jogasutry to swego rodzaju podręcznik dla kogoś, kto w czasach Patańdźalego określany był jako jogin. Wówczas joga oznaczała medytację, ćwiczenia oddechowe oraz koncentrację uwagi na chwili obecnej. Asany, czyli pozycje ciała, jako część jogi, pojawiły się później. Joga w sanskrycie oznacza zarówno „kontrolę”, jak i „połączenie”. Dla Patańdźalego to system samodoskonalenia, dzięki któremu świadomość, doświadczana jako umysł i ciało, może dojść do etapu postrzegania siebie jako obiektu materialnego, obserwowanego przez niematerialnego czystego widza (puruszę). To bezcielesna, niezmienna i trwała samoświadomość, która jedynie obserwuje otaczający świat. Czysty widz zawiera w sobie znajomość wszystkich form, dźwięków, zapachów, smaków, wrażeń dotyku oraz myśli, jednakże nie jest żadnym z nich. Tylko z miejsca czystego widza osiągniemy głęboki, wewnętrzny spokój. W innym wypadku jesteśmy ograniczeni błędną wizją rzeczywistości. Widzimy ją tak, ponieważ jesteśmy we władzy sanskar,ziaren karmy, czyli wzorców z przeszłości, które wciąż się w nas odnawiają, a my na nie reagujemy – działaniem, złymi myślami, bolesnymi uczuciami. Drogą do wyzwolenia jest zupełne niereagowanie na nie, tak by nie tworzyć dalej łańcucha karmy rozumianej jako prawo przyczyny i skutku. Jeśli na przykład ciągleczujemy się odrzucani, będziemy przyciągać do naszego życia odwracających się od nas ludzi. Jeśli cierpimy, bo nikt nas nie słucha, nie zostaniemy wysłuchani. Jeśli mamy w sobie lęk przed przetrwaniem, będziemy borykać się z brakiem poczucia bezpieczeństwa i pieniędzy na koncie.

Patańdźali, chociaż osadzony był w kontekście kulturowym o co najmniej sześć stuleci odległym od Buddy, praktykował w zgodzie z jego naukami. Ich wskazania i zalecenia, chociaż nie są tożsame, zgodnie ze sobą współgrają. W swoich rozważaniach nad poznaniem i istotą ludzką doszli do podobnych wniosków. I jednemu, i drugiemu chodziło o sposób wyzwolenia się z ziemskiego cierpienia poprzez pozbawioną emocji obserwację ciała i umysłu. Medytacja według indyjskiej myśli religijnej to skupienie się na wnętrzu, wspierane przez narastający bezruch. Podkreśla się tu rolę energii oddechu, zarówno jako punktu odniesienia dla uwagi, jak i środka służącemu uspokojeniu ciała i umysłu. Kiedy osiągamy takie wyciszenie, jesteśmy na pierwszym etapie poznania siebie. Należy podjąć wysiłek w kierunku nieustannego kierowania uwagi na chwilę obecną, żeby zmusić świadomość do stanu głębokiego skupienia. Tylko w ciszy i bezruchu, kiedy ustaje aktywność mentalna, czyli przestajemy myśleć, z najgłębszych warstw pamięci wychodzą dawne wrażenia – sanskary. Jedynie przeżycie ich w warunkach braku działania i myślenia, czyli podczas medytacji emocji, uwalnia od nich skutecznie.

Patańdźali podobnie jak Budda uważa, że cierpienie (dukha) jest obecne w każdym doświadczeniu, czego objawem i dowodem są sanskary. Cierpieniu na szczęście można położyć kres. Żeby to zrobić, należy rozpoznać jego przyczyny: pragnienie (raga),awersję (dwesza), świadomość „jestem” (asmita), przywiązanie do jaźni „ja” (abhiniwesza). Uznaje on, że pragnienie i awersja są uwarunkowane przez doświadczenia zmysłowe, ale chęć przetrwania przypisuje świadomości „jestem”, tworzącej samoumacniający się pogląd, iż nasza jaźń jest centralnym i trwałym bytem, a więc wymaga ona ochrony. Tu ujawnia się źródło naszych lęków. O byt i przetrwanie. O zachowanie jakiegoś obrazu siebie, o brak sukcesu, o to, że nie przeżyjemy bólu. Dzieje się tak, ponieważ nie znamy faktu, że czysty widz jest odległy od zjawisk naturalnych. Ulegamy iluzorycznemu poczuciu jaźni, w którym mylnie widzimy źródło wiedzy. Traktujemy ją jako coś cennego i nie do zastąpienia. Jesteśmy bardzo przywiązani do tożsamości, chcemy być tacy, a nie inni, walczymy z tym, czego nie lubimy, bronimy tego, co jest ważne. A wszystko to jest ułudą i tak naprawdę straszną męczarnią.

Joga odkrywa prawdziwe źródło poznania – niezaburzonego puruszę – pokazując nietrafność wizji naszej jaźni i dramatów związanych z jej trwaniem. Patańdźali obiecuje, że jeśli odnajdziemy kontakt z czystym widzem, nasza rzeczywistość zostanie odarta z dramatów, a nasze cierpienie się skończy. Jak się to objawi? Wydarzenia, fakty, ludzie, wszystko, co miało na nas wpływ, przestaną się liczyć, bo przestaniemy na to reagować. Będziemy wewnętrznie nieporuszeni. Osiągniemy wewnętrzną błogość i spokój, zmieni się też zewnętrzne postrzeganie. To, co wydawało nam się logiczne, ciągłe, niezmienne, będziemy widzieć jako pojedyncze wrażenia – jako migotanie dharm. Bo tak naprawdę istnieje tylko to, co jest teraz – jedno mgnienie. Ono tworzy przyszłość – opanowawszy koncentrację na teraz z uczuciem, które wybieramy – świadomie tworzymy przyszłość, własne życie. Nic nie ma nad nami władzy. Czysty widz nie podlega siłom rządzącym materią i świadomością. Jest wolny. Również od nadmiernego entuzjazmu, ale też od lęku, bólu emocjonalnego, gniewu, żalu, chęci odwetu, przeceniania. Droga do tego stanu proponowana przez Patańdźalego nie jest intelektualna, nie wiedzie poprzez umysł ani wysiłek fizyczny. Jest całkowicie duchowa, oparta na ciszy i bezruchu. A to właśnie potrzebne nam jest w naszym życiu wypełnionym stresem, czyli psychicznym napięciem, gadającym umysłem i przemocowym działaniem.

11 lutego 2013 Rozwój Autor: Aleksandra-Nowakowska